Krótkie sprawozdanie dla nieobecnych.
Zlot dla nas zaczął się w piątek, ok. 18:20 w Opolu. Dojechał tam pociągiem
nasz Debeściak. Ponieważ padało - nie rozłożyliśmy czerwonego, powitalnego dywanu.
Dalej już wspólnie (ja z rodziną i Undi) pokonaliśmy trasę do Myślenic, kontaktując
się po drodze z Shen w sprawie jej ewentualnego przyjazdu z Krakowa. Niestety,
nic z tego nie wyszło. Równocześnie esemesowaliśmy z Olgą na różne dziwne tematy.
Po przyjeżdzie pod pensjonat (przed dziesiątą wieczorem), z balkonu powitała
nas ekipa rzeszowska. Jano jako gospodarz i Jacenty jako odtajniony grupowicz.
Zaczęliśmy przygotowania sali konferencyjnej oraz oczekiwanie.
Wkrótce pojawił się Naczelny Organizator i Dyrektor Gastronomiczny, Woo. Z marszu
zaserwował nam znakomite kanapki wraz z odpowiednią popitką. I się zaczęło...
Bliżej świtu dojechała Olga, oczywiście od razu dostając przydziałową kanapkę.
Około piątej rano Undef pomaszerował wraz z niewielką obstawą na przystanek.
Smutek z powodu jego wyjazdu na krótko utopiliśmy w alkoholu i... poszliśmy
spać.
Sobota zaczęła się od przeprowadzki do innych pokoi oraz przeniesieniem zapasów
do mniejszej sali konferencyjnej. Potem dotarł leon, wyjechał zaś Jacenty. Pogoda
była kiepska, więc dzień spędziliśmy na obradach, z krótką przerwą na obiad
w pobliskim barze. Tym razem Woo już z nami nie nocował, a ostatni dyskutanci
(ja i Jano) poszli spać przed drugą w nocy.
Niedziela była juz tradycyjnie poświęcona podsumowaniom obrad oraz planom na
przyszłość. Około południa rozjechaliśmy się we własnych kierunkach.
X-M